Geoblog.pl    pasja    Podróże    RODZINNA WYCIECZKA WATYKAN 2010    Wyjazd CO TAM LENIWY JESTEM TUTAJ CAŁY OPIS JEST ZAWARTY
Zwiń mapę
2010
05
sie

Wyjazd CO TAM LENIWY JESTEM TUTAJ CAŁY OPIS JEST ZAWARTY

 
Polska
Polska, Kobyłka
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Pomysł zabrania rodziców na wakacje wykluł się w naszej głowie już dawno, ale jakoś tak zawsze zajęci bylismy swoimi wyjazdami i brak funduszy także skłaniała nas do porzucenia tego extremalnego wyzwania. Jednak w tym roku postanowiliśmy pojechać. Udało się namowić moja mamę ( mamuśka) , he namówić nakręcić bo przez cały rok o niczym innym nie mówiła. Początkowo miał pojechać mój tata i rodzice Aguni jednak z powodu choroby taty i mamy oraz ogólnych przyczyn została mamuśka czyli moja mama. CO było zrobić trzeba było poszerzyć skład , wybór padła na moją chrzestną ciocię Ale oraz jej męża wuja Bogdana. Skład pięcioosobowy wyruszył w czwartek wieczorem w kierunku w sumie jak się okazało nieznanym. poczatkowo plan był prostu krótki wyjazd 4 dniowy do watykanu i z powrotem. He ale geny się ma raczej nie ziemniakach , moja mama tak jak i ja lubi zwiedzać jak sie okazało i lubi przygody. Z Agą nastawiliśmy się na wyjazd ciężki i extremalny bo wiemy jak mamuśka uwielbia fotografować a dotąd nie miała zbytnio obiektów więc robiła zdjęcia wszystkiemu co ma w domu. Wiedzieliśmy że łatwo nie będzie i obiektem będziemy my. Wyruszyliśmy w nocy i mielismy nadzieję że towarycho szybko pójdzie spać. Gdzie tam podjarani wyjazdem nie zmrużyli oka przez całą noc gadając jak najęci. Koniecznie nie chcieli przegapić granicy. To ich pierwsza podróż kiedy nie ma już granic i ciekawi byli jak to jest pojechac w dzisiejszych czasach do innego kraju. Wujek nie dowierzał że to takie proste kiedyś postali byśmy długo długo na odprawie kto wie czy nie oddając kilka rzeczy celnikowi. Wujkowi zebrało się na wspominki jak jeździł na zarabianie do Czechosłowacji i na Węgry oraz czasem do Rosji czy Niemiec. Ponieważ naszemu etatowemu kierowcy nie bardzo chciało się spać tak więc już około 12:00 byliśmy w Bratysławie wychodząc na chwilę po to by troche pozwiedzać. Zobaczyliśmy starówkę , zamek ale na górze złapała nas straszna ulewa i uciekliśmy szybko lamiąc wszystkie możliwe przepisy do samochodu zagrzać się zjeść śniadanie oraz zwyczajnie pojechac dalej. To co już wtedy zapowiadało cały wyjazd jako udany była akcja wychodzimy z samochodu, bierzemy swoje aparaciki i robimy zdjęcia 5 ludzi 3 aparaty to naprawdę zabawne, czasem było tak że każdy komuś robił zdjęcie.he. Niezłe jaja, moja mam robiła zdjęcia wszyskiemu czasem miałem wrażenie że to jej ostatnia podróż w życiu i do konca życia musi mieć co oglądać. Było komicznie robiła zdjęcia nawet gdy padał deszcz a my biegliśmy do samochodu , po prostu Dom wariatów. Pojechaliśmy dalej. Cel Wiedeń, ale jak tylko dojechaliśmy znowu ulewa. Zdecydowaliśmy że w drodze powrotnej zaliczymy Wiedeń. Teraz cel Wenecja. he tak tak proszę państwa już sie trochę pozmieniało. A więc wenecja. Spać mi się nie chce to jadę za wiedniem zatrzymaliśmy sie na jedzonko i jazda dalej. W Wenecji byliśmy już wieczorem , zaczęlismy więc szukać pola namiotowego. Długo nie szukaliśmy na wylocie przed autostradą piękne pole o nazwie Wenecja, ciagle pada więc o zwiedzaniu wieczornym nie może być mowy. Stara gwardia w samochodzie my z Agą starzy harcerze rozkładamy szybko namioty. Gdy już wszystko gotowe mamuśka zabarykadowała się w samochodzi i nie chce wyjść , ona nie będzie spać w namiocie. He jak woli. My z Agunią w jednym w pozostałych wujek ciocia i sprzęt. Rano powitała nas piękna pogoda. Zapowiadało się w sumie ładnie więc postanowiliśmy że idziemy dzisiaj na zwiedzanie Wenecji. Pomysłów było kilka albo żeby podjechać autobusem do centrum i z tamtąd na plac św.marka na piechotę alebo samochodem na parking i tramwajem wodnym na plac. Wygrała druga opcja i cale szczęście. Nie dość że zaoszczędziliśmy drogi to jeszcze opłynęliśmy całą wenecję zwiedzając z zewnątrz wszystkie ważniejsze atrakcje. Swoja droga tramwaj wodny w Wenecji to najlepszy sposób na zwiedzanie , tanio dojazd do każdego wazniejszego miejsca i piękne widoki. My jednak wysiedliśmy na placu św. Marka. Tutaj daliśmy sobie dwie godziny czasu wolnego bo wiedzielismy co się święci pamiątki i zdjęcia. Mamuśka w swoim zywiole ciocia z wujkiem też robią zachwyceni zdjęcia. Ja z agą mamy trochę czasu wolnego a że w Wenecji byliśmy pospacerowaliśmy trochę po placu rozmawiając i jedząc lody. Kupiliśmy mojej mamie maskę wenecką bo bardzo jej się podobały a szkoda jej było kasy teraz trochę żałuję że nie taką większą ale pamiątka jest. Gdy sie spotkaliśmy zdecydowaliśmy że będąc w Wenecji nie można ominąć gondoli. Znaleźliśmy z Agą najtańszą opcję i za 80 Euro cała piątka w Gondoli. Poczatkowo myśleliśmy że uda się dopłynąć aż do portu ale niestety nasz gondolarz nie był zbyt przyjemny i ledwo nas obwiózł skróconą wersją trasy. No cóż ale i tak warto było bo można teraz się wozić i powiedzieć że byłem w Wenecji i pływałem gondolą he. Z placu wróciliśmy na piechotą w sumie to i dobrze bo poznalismy jeszcze urok bocznych uliczek. Mimo niezłgo labiruntu uliczek trafiliśmy gładko. W międzyczasie zrobiliśmy sobie jeszcze "parę" fotek i potargowaliśmy się z czarnoskórym o torebkę ( której i tak nie kupiliśmy ale cena już zaczynała być znośna) i wróciliśmy zmęczeni do samochodu. Zapłaciliśmy za parking i na pole. tam prysznic , obiadek i pakowanie bo czas mamy niestety tylko do 17:00 a szkoda nam kasy na kolejną noc. W drogę. Na wieczór jesteśmy już w Rzymie. przy wjeździe decydujemy że szukamy pola namiotowego i zatrzymujemy się na pierwszym lepszym za 67 Euro za 5 osób. Kilka razy ustawialismy namioty bo wszędzie mrówki. Zmęczonym ludziom przestało to w końcu przeszkadzać i poszliśmy spać. Wieczorem jeszcze przestudiowałem plan Watykanu i plan pola namiotowego który dostaliśmy. Rano plany ambitne na 9:00 musimy być w Watykanie na mszę, podobno płatna. Na placu jeszcze nikogo nie ma i dziwny spokój. Spodziewaliśmy się tłumów ludzi przecież jest Niedziela. W spokoju zwiedzamy bazylikę. Robi na nas wszystkich piorunujące wrażenie. To cudo w każdej postaci i mimo iż spodziewaliśmy się z zewnątrz czegoś wielkiego to w środku robi naprawdę wrażenie. na mszę nie udało nam się niestety dostać bo tylko dla wybranych ( przynajmniej początkowo zawiedzeni tak myślimy gdy drogę zastępuje nam ochroniaż). Czekamy na Anioł Pański w międzyczasie odwiedzając grób naszego papieża JPII. Nie można robić zdjęć ale mojej mamie tego niestety nie można przetłumaczyć jak i tego żeby nie robić sobie zdjęcia z gwardią watykańską jak oni nie chcą. My z Agą mamy kupę śmiechu choć czasem chowamy głowy w bluzkę. jak się dowiedzeliśmy Anioł Pański papież odmawia w swojej rezydencji letniej gdzie niestety już nie zdążymy dojechać. Oglądamy więc na telebimie, starostwo trochę zawiedzione bo to był także cel naszej wycieczki , zobaczyć papieża i się z nim pomodlić. W sumie to zobaczyliśmy i pomodliliśmy się tylko na telebimie. Razem z ciocią i Agą stwierdziliśmy że wydamy po 5 Euro i wejdziemy na samą górę bazyliki zobaczyć ją od środka z góry. Gdy weszliśmy na górę okazało się że można jeszcze wyjśc wyżej bo aż na zewnątrz a nawet trochę pochodzić po dachu aż do 12 apostołów. Widoki na cały Rzym , ogrody watykańskie oraz Watykan piękne i warte zobaczenia. Koniecznie trzeba wydać te 5 euro lub 7 jeśli windą. Z Agą zrobiliśmy sobie fotę na pamiątkę zdobycia Wzgórza Watykaśńkiego i wszyscy wspólnie stwierdziliśmy że Watykan zwiedziliśmy, wracamy odpocząć na pole i wieczorem wrócimy jeszcze raz zobaczyć bazylikę podświetloną w nocy. Gdy wróciliśmy na pole okazało się że to istny Raj a my zatrzymując się na pierwszym lepszym polu mieliśmy sporo szczęścia . Standard miejsca bardzo wysoki. Na polu mamy wszystko włącznie ze wspaniałym basenem pod palmami . Po południu idziemy się opalać , kapać i wygrzewac na słońcu. Było bosko. Wszyscy się kąpali a na leżakach czuliśmy się jakbyśmy byli przynajmniej w słonecznej Tunezji. Spędziliśmy tam całe popołudnie. Na wieczór zapakowalismy się w samochód i postanowilismy zobaczyć bazylikę ale ze jeszcze było trochę widno to zaczelismy szukać Coloseum. Plany jak zwykle się zmieniły ponieważ wypoczęliśmy i mieliśmy dużo siły zaczęliśmy nocne zwiedzanie Rzymu. Zobaczyliśmy wszystkie ważniejsze miejsca i oczywiście bazylikę nocą. Na pole wrócilismy już późno w nocy błądząc trochę jeszcze trochę w Rzymie samochodem. Na polu impreza TOGA PARTY ale my już nie mamy siły i idziemy spać. Decyzja że jutro jedziemy na Monte Casino. Rzym już zobaczyliśmy Watykan też. My trochę z Agą żałujemy i postanowiliśmy że rócimy tutaj na pewno bo Rzym jest przepiękny a Watykan jeszcze ma wiele zakamarków które chcemy zobaczyć. Do połowy dnia leżymy na basenie i niestety nie możemy się ruszyć tak tutaj pięknie. Po obiedzie wyjeżdżamy i niestety żegnamy sie z tym pięknym miejscem. Do Casino miasteczka nieopodal klasztoru dojeżdżamy szybko i sprawnie jednka tutaj już cmentarza polskiego nie udaje nam się znaleźć za pierwszym razem. Co więcej jako pierwszy zwiedzamy cmentarz niemiecki. Wszystko wspaniale utrzymane i mamy pewien niesmak że taki hołd jest tutaj oddawany żołnierzom którzy walczyli z naszymi rodakami. Jak najszybciej zmywamy się stąd szukając już naszego cmentarza. Najpierw dojeżdżamy do Klasztoru gdzie zostawiamy samochód i zwiedzamy. Klasztor całkowicie odbudowano po wojnie więc jest we wspaniałym stanie. Piękne miejsce. Z tarasu widzimy polski cmentarz. Po zakupie pamiątek zjeżdżamy niżej i udajemy się na piechotę na cmentarz. Magiczne miejsce, robi wrażenie. Człowiek skłania się do zadumy a czytając napis "Przechodniu powiedz Polsce że zginęliśmy za nią" ma się łzy w oczach. Z cmentarza wspaniały widok na klasztor. Na szczęście nasz cmentarz też we wspaniałym stanie , odnowiony i czyściutki. Wracamy do samochodów, nie udało się odnaleźć grobu naszego wuja który tutaj walczył. Jak się okazało w domu gdy mama znalazła stare zdjęcie a na nim adres to przy pomniku do którego dojście było zamknięte. Może innym razem. Zaczęliśmy drogę powrotną. Postanowiliśmy że pojedziemy nad Adriatyk i zachaczymy o Chorwację. he niezły plan. Dobry bo spontaniczny. Po drodze chcieliśmy sprawdzić jeszcze koszt połączenia Ancona Split ale niestety dojechaliśmy późno w nocy więc wszystko było już zamknięte. Trochę za Anconą położyliśmy się spać my z Agą odkryliśmy że dach PATUSIA służy przecież także do spania a reszta ekipy w samochodzie szukając sobie dobrego miejsca przez resztę nocy. Rano obudziliśmy się średnio wypoczęci ale co zrobić. Już na południe byliśmy w Chorwacji powiew Adriatyku i wspaniałe widoki wszystko nam wynagrodziły. Zatrzymalismy sie na przyjaznym nam już dwa razy polu namiotowym na wyspie KRK. Do wieczora kąpiel i opalanie a wieczór spędziliśmy juz w pobliskich NDZIVICACH starszyzna na pamiątka a ja z Agą na pizzy wspominając jak jeszcze 3 tygodnie temu oglądaliśmy tutaj z drużyną mecze Mistrzotwa Świata. To tutaj zobaczyliśmy klęskę Niemiec w meczu z Hiszpanią. Potem my poszwendaliśmy się jeszcze po deptaku robiąc śliczne foty i powrót na pole namiotowe. Na miejscu decyzja że chcemy zobaczyć Jeziora Plitwickie ale pojedziemy po połduniu. Tak więc od rana popasik na plaży , zdjęcia, opalanie i rozmowy. Tak się nam dobrze zrobiło że troche za późno wyjechaliśmy z campa i przy plitwickich byliśmy już po 17:00. Co tutaj robić wiemy doskonale że nie wszystko zobaczymy a szkoda też koczowac do rana. Szybka decyzja idziemy na krótką trasę tak żeby zdążyć na ostatni prom o 19:30. Bilet chcemy kupić w kasie jednak ta już zamknięta. Spotykamy Polaka który dwa bilety sprzedaje nam taniej mówiąc że i tak ich nikt nie kasuje i nie sprawdza. Korci nas aby wejśc bez biletów ale trochę się boimy. Inaczej żeńska częśc się boi męska nie ale i tak żeńska część wygrywa i kupujemy legalnie bilety. Potem trochę tego żałując bo wydaliśmy kupę kasy na skróconą trasę, ale co tam i tak warto przecież było bo Jeziora są przepiękne. Chodzimy zachwyceni robiąc masę zdjęć ( zgadnijcie kto przoduje?). Wodospady, kaskady, strumienie, czysta woda natura. Szkoda że niektórzy ja naruszają np wrzucając monety do wody jak do byle jakiej fontanny lub po prostu kąpiąc się mimo zakazów i łowiąc ryby. Tragedia nawet ganię wzrokiem jakiegoś faceta który jednak nic sobie nie robi z tego o zażywa kąpieli. Niestety nie mamy czasu na inne rozwiązania na 19:30 odpływa nam ostatni prom jak nie zdążymy zostaje nam powrót dłuższą trasą a nasi towarzysze chyba nie dali by już rady. Zmęczeni wpadamy na ostatni prom który tylko dla nas przypływa z drugiego brzegu. Zadowoleni i pełni wrażeń wracamy do samochodu , obiadek i w drogę. Zatrzymujemy się niedaleko na autostradzie. Mi jedzie się dobrze ale presja że muszę odpocząć bierze górę i kładziemy się spać na serwisie. My na dachu reszta w samochodzie. Rano wyruszamy i zwiedzamy po kolei Zagrzeb, Wiedeń i na koniec Pragę. Tutaj jesteśmy niestety już na wieczór ale widoki które mamy wynagradzają nam wszystko. Niestety mamy mało czasu na zwiedzanie więc tylko spacerujemy Mostem Karola na Hradczany i do samochodu. Foty zrobione wszyscy zmęczeni. Zobaczyliśmy i zwiedziliśmy tak dużo że wszyscy są już zmęczeni. Stąd decyzja o powrocie do domu. Ponieważ nie chce mi się spać to jadę całą noc po to by na rano być w Kobyłce. W sumie pada mały rekordzik bo od Zagrzebia aż do Kobyłki prowadzą a to ponad 1000km , to nie rekord ale mały rekordzik. He Wszyscy w dobrych nastrojach trochę gadając trochę spiąć ( oni) wracamy do rzeczywistości. He ale pewnie już niedługo ,. na pewno wrócimy na szlak i to z tą samą ekipą, jestem pewien. ,br>
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
pasja
Agnieszka i Dariusz Radko
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 112 wpisów112 20 komentarzy20 4 zdjęcia4 0 plików multimedialnych0